Miniony weekend przypomniał mi, jak ogromną wagę ma to, jak reagujemy jako trenerzy – nie tylko na zachowanie dzieci, ale i na sytuacje, które budzą nasze wątpliwości, emocje czy niepokój. To, co mówimy i jak mówimy, nie pozostaje bez echa – patrzą na nas nasi zawodnicy, ich rodzice, sędziowie, a także drużyna przeciwna.
Podczas jednego z turniejów doszło do sytuacji, która była dla mnie sygnałem, że warto poruszyć ten temat szerzej. Trener drużyny przeciwnej, przy dzieciach i innych dorosłych, zarzucił mojej drużynie i mnie jako trenerowi… uczenie nielegalnych zagrań. Konkretnego – uderzania pięścią w plecy. Ani ja, ani sędzia tego nie widzieliśmy. Moi zawodnicy również nie wiedzieli, o co chodzi.
Nawet jeśli doszło do incydentu (bo w emocjach gry różne rzeczy mogą się zdarzyć), moja postawa jako trenera zawsze była jasna i niezmienna: zachowania zagrażające bezpieczeństwu są absolutnie niedopuszczalne, niezależnie od tego, czy zostały zauważone przez sędziego. U mnie oznacza to jedno – zawodnik schodzi z boiska. Nie czekam na gwizdek. Nie czekam na kartkę. To zasada, której uczę dzieci od początku.
Dlatego taka sytuacja – publiczne zarzuty, bez próby rozmowy w cztery oczy – nie tylko była dla mnie niezrozumiała, ale przede wszystkim krzywdząca wobec dzieci. I nie mam tu na myśli mojej drużyny. Mam na myśli również dzieci z drużyny przeciwnika. Bo co one wyniosły z tej sytuacji?
Uczą się, że zanim zapytasz, zanim sprawdzisz, zanim porozmawiasz, lepiej wyciągnąć oskarżenie. Głośno. Publicznie. Bez dowodów.
To nie jest droga, którą powinniśmy iść jako wychowawcy i trenerzy.
Boisko to więcej niż rywalizacja
Boisko to miejsce, gdzie dzieci uczą się nie tylko techniki i taktyki. To przestrzeń, w której obserwują dorosłych. To szkoła życia – nie tylko dla zawodników, ale i dla nas, trenerów i rodziców. Nasze emocje, nasze słowa, nasze postawy – to wszystko zostaje.
I zostaje znacznie dłużej niż wynik meczu.
Nie chodzi o to, by się nie złościć. Nie chodzi o to, by nie reagować. Chodzi o formę tej reakcji. Jeśli naprawdę zależy nam na rozwoju dzieci – nie tylko sportowym, ale także emocjonalnym i społecznym – to musimy zacząć od siebie.
Jak można było rozwiązać tę sytuację?
Najprościej – porozmawiać w cztery oczy. Po meczu. Na spokojnie. Z szacunkiem. Z intencją zrozumienia. Gdyby trener drużyny przeciwnej przyszedł do mnie i powiedział: "Słuchaj, jeden z moich zawodników powiedział, że wasz gracz uderzył go pięścią. Czy mógłbyś to sprawdzić? Bo to dla mnie ważne." – miałby moją pełną uwagę i współpracę.
Bo to, że ktoś zarzuca coś moim zawodnikom, nie oznacza, że odrzucam to automatycznie. Ale chcę, byśmy razem szukali prawdy, a nie wylewali swoje emocje przed tłumem.
Co z tego wynika?
Dla mnie ta sytuacja to przypomnienie, że nasza dojrzałość jako trenerów objawia się wtedy, gdy dzieje się coś trudnego. Gdy emocje są wysokie. Gdy wynik gry przysłania to, co naprawdę ważne.
I to też chcę przekazać dzieciom – że nie zawsze masz wpływ na to, co ktoś o Tobie mówi, ale masz wpływ na to, jak na to zareagujesz. Że szacunek do siebie i innych nie kończy się na linii bocznej boiska.
Dla trenerów i rodziców to dobra lekcja:
- Reaguj z szacunkiem.
- Sprawdzaj zanim oceniasz.
- Mów wprost, ale nie publicznie, jeśli można inaczej.
- I przede wszystkim – pamiętaj, że dzieci uczą się każdego dnia. Także tego, jak my – dorośli – radzimy sobie z konfliktami.
Jeśli mamy wychowywać zawodników z charakterem – zacznijmy od siebie.