Nie jestem psychologiem. Nie jestem ekspertem od relacji rodzinnych. Ale jestem uważnym obserwatorem. Trenerem, który spędza z dziećmi i ich rodzicami naprawdę dużo czasu. Rodzicem, który stara się nie tylko wspierać swoje dzieci, ale też patrzeć na świat ich oczami. I czasem widzę rzeczy, które bolą – mimo że nie mnie dotyczą bezpośrednio.
W ostatnim czasie dotknęła mnie sytuacja, która stała się impulsem do napisania tego tekstu. Dotyczyła jednego z moich zawodników – dziecka wychowującego się w tzw. rodzinie patchworkowej. Chłopak, który trenuje z nami regularnie, musiał mieć… dwa komplety klubowych dresów. Jeden u mamy, drugi u taty. Bo rodzice nie są w stanie się porozumieć. Nie chodziło o kwestie finansowe, nie o wygodę – chodziło o wojnę. Cichą, ale bezwzględną.
I to nie jedyny przypadek. Zdarza się, że dziecko nie wie, czy może pojechać na turniej, bo jeden z rodziców nie wyraził zgody – „na złość” drugiemu. Albo słyszy komentarze, które mają zranić drugą stronę, a ranią właśnie jego. Dziecko. Które kocha i mamę, i tatę. Które nie rozumie dorosłych gier i nie powinno być ich uczestnikiem.
Rodzina patchworkowa może działać. Może być piękna, wspierająca, chociaż inna. Ale tylko wtedy, gdy dorośli zdejmą zbroje, przestaną walczyć i zaczną współpracować. Dla dobra dziecka – a nie dla punktów w niewidzialnym konflikcie.
W sporcie uczymy dzieci współdziałać, szanować innych, ponosić odpowiedzialność i przegrywać z godnością. Ale jak mamy ich tego nauczyć, jeśli najbliżsi dorośli pokazują zupełnie inny świat? Świat, w którym ważniejsze jest "kto miał rację", niż to, czy dziecko czuje się bezpieczne i kochane.
Nie piszę tego, by kogokolwiek oceniać. Piszę, bo wierzę, że wielu rodziców po prostu nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo ich spory przenikają do życia ich dziecka. Czasem wystarczy jedno zdanie mniej. Jedna rozmowa więcej. Odrobina empatii i odwagi, by zrobić krok w stronę porozumienia.
Bo dziecko nie jest własnością. Nie jest narzędziem. Nie jest żetonem w grze o władzę. Dziecko to człowiek. Mały, ale czujący dużo głębiej, niż nam się wydaje.
I zasługuje na świat, w którym nie musi mieć dwóch dresów tylko dlatego, że jego rodzice nie potrafią się dogadać.